Czas do najbliższego meczu odlicza

DD D H H M M S S
-:-
Już wkrótce mecz w Twojej okolicy. Kibicuj z trybun 12 maja w Mielcu.
Kup bilet

Aktualności

Dodano: 8 czerwca 2021

Kulisy pracy sędziego

Po co sędziemu dwa gwizdki, co arbitrzy robią w przerwie meczu i czy kluby chętnie korzystają z możliwości ich oceny – o ciekawostkach pracy swojej i kolegów po fachu opowiada sędzia międzynarodowy Bartosz Leszczyński.

Bartosz Leszczyński

W jaki sposób dowiaduje się pan, kiedy i jaki mecz w PGNiG Superlidze będzie prowadził?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Obsadę rozsyła mailem szef sędziów ZPRP Mirosław Baum zazwyczaj z miesięcznym wyprzedzeniem. Pod koniec sezonu, kiedy mecze już więcej „ważą”, wyprzedzenie wynosi tydzień lub dwa, pewnie dlatego, żeby lepiej dopasować obsadę pod względem aktualnej formy.

Jak sędzia przygotowuje się do meczu?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: W moim przypadku dużo ułatwia doświadczenie, bo Superligę sędziuję już od 17 lat i wiem, na co zwracać podczas spotkania szczególną uwagę. Na przykład czy dany zespół gra szybko i zaraz po akcji przeciwnika muszę biec na drugą stronę boiska, bo za dwie sekundy tam będzie akcja. Znam też zawodników i większość ich boiskowych zachowań. Uważam jednak, iż sędziowie generalnie powinni unikać szufladkowania graczy i interpretowania normalnych fauli typowych mocnych obrońców jako ostrzejsze, niż popełnione przez innych piłkarzy.

Ile czasu przed meczem jest pan w hali?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Z moim partnerem z Płocka Marcinem Piechotą, z którym znamy się od dziecka, a sędziujemy wspólnie od 21 lat, przyjeżdżamy dwie godziny wcześniej. Witamy się z uczestnikami meczu, sprawdzamy czy jest już delegat ZPRP, ewentualnie czy dojedzie zgodnie z planem. Marcin raczej nie chodzi po hali, ale ja lubię sprawdzić czy bramki i ławki są odpowiednio ustawione, czy wszystko jest właściwie przygotowane do spotkania. Godzinę przed meczem zaczyna się odprawa z gospodarzami i gośćmi oraz TV, jeśli jest na meczu. Omawiamy kolory strojów i cały meczowy ceremoniał. Pół godziny przed meczem wychodzimy na rozgrzewkę i przeprowadzamy losowanie. Jeśli chodzi o monetę do losowania, to wśród sędziów panuje dowolność. Ja od mojego pierwszego międzynarodowego meczu, czyli od 13 lat, używam szwedzkiej dziesięciokoronówki z wizerunkiem króla i zaskakuję osoby losujące, bo normalnie sędzia pyta „orzeł czy reszka”, a u mnie jest „buźka czy dziesiątka”. Dodam też, że zawsze mam na wszelki wypadek dwa gwizdki. Kiedyś to się przydało, bo mój boiskowy partner swojego zapomniał i mogłem mu pożyczyć swój.

Jak wygląda współpraca sędziów ze stolikiem?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Najważniejsze, to upewnić się czy sędzia stolikowy zapisał w protokole karę dla właściwego zawodnika. To my dbamy też o czas gry, więc kiedy ją przerywamy, sprawdzamy, czy stolikowi nie umknęły jakieś sekundy. Po meczu konsultujemy czy wszystkie dane z protokołu się zgadzają. Ta procedura trwa nawet 30–40 minut po końcu spotkania, bo danych jest dużo. Później wraz z delegatem wpisujemy informacje do systemu online – efekty widać na stronie ZPRP.

Co robicie w przerwie meczu oprócz odpoczynku?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Zazwyczaj omawiamy sytuacje z pierwszej połowy i dyskutujemy na co zwrócić szczególną uwagę w drugiej. Czasem przychodzi delegat, ale to się nie dzieje zbyt często, bo on musi też kontrolować co się dzieje w hali w trakcie przerwy.

Na całym świecie sędziowskie decyzje często wzbudzają kontrowersje. Jak sobie z tym radzicie?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: W ostatnich latach piłka ręczna stała się piekielnie szybka, a sędziów wciąż jest dwóch i każdy z nich ma jedną parę oczu. Poza tym punkt widzenia bezstronnego arbitra z zasady różni się od punktu widzenia rozemocjonowanego zawodnika czy trenera, nie mówiąc już o kibicu przed ekranem, który ma do dyspozycji powtórki z różnych kamer. Choć oczywiście jeśli sprawa jest poważniejsza, zatrzymujemy grę i konsultujemy się ze sobą, czasem także z delegatem.

W protokołach często pojawia się uzasadnienie kary dla trenera jako „krytykowanie decyzji sędziego”. Szkoleniowcowi nie wolno tego robić?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Oczywiście wolno, ale wszystko zależy od formy. Jeśli staje się ona zbyt gwałtowna i towarzyszą jej obraźliwe zwroty, a w emocjach czasem trudno tego uniknąć, trener zasługuje na karę. Choć to też zależy od wrażliwości arbitra. My z Marcinem dość restrykcyjnie do tego podchodzimy i dajemy dużo upomnień oraz dwuminutowych kar za niecenzuralne odzywki trenerów po naszych decyzjach. Trzeba też pamiętać, że napominanie sędziów jest stosowaną przez szkoleniowców taktyką, mającą na celu wywarcie presji i wymuszenie w następnych sytuacjach korzystnych dla jego zespołu decyzji, ale musi się to odbywać w sposób kulturalny i zgodnie z zasadami fair play.

Ostatnio sporo mówi się o konsekwencjach trafiania bramkarzy piłką w głowę. Co na to przepisy?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Przy rzucie karnym lub wolnym trafienie rywala w głowę oznacza automatycznie czerwoną kartkę. Przy takim samym trafieniu w głowę bramkarza z gry nie można w ten sposób karać rzucającego, czyli dawać bezpośredniej czerwonej kartki. 

Kilka miesięcy temu Michał Jurecki powiedział, że polscy sędziowie są zbyt drobiazgowi i nie pozwalają ostro grać. Co pan na to?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Nie zgadzam się z nim. Powiem więcej – z własnego doświadczenia wiem, że trenerzy i zawodnicy w naszej lidze mają pretensje do sędziów, iż za mało restrykcyjnie podchodzą do boiskowych wydarzeń. Pamiętajmy też, że każda para może mieć nieco inny styl prowadzenia meczu. Ważne, aby nie zmieniać generalnej linii sędziowania w trakcie spotkania.

Zdarza się panu dawać zawodnikowi karę za symulowanie?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Jeśli mam podejrzenie, że gracz tylko udaje, upominam go słownie, by tego więcej nie robił, bo to jest nie fair. Dopiero jeśli to nie skutkuje, daję dwie minuty.

Jakiego przepisu najczęściej nie znają trenerzy i zawodnicy?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Na przykład kiedy broniący na skrzydle dosuwa się do rzucającego, wtedy każdy kontakt tych graczy skutkuje dwiema minutami dla obrońcy. To jest bardzo często kwestionowane przez zespoły broniące. Inną kwestią jest liczenie podań przy grze pasywnej. Często są rozbieżności w doliczeniu się liczby podań pomiędzy sędziami a trenerami, uczestnicy meczu nie zdają sobie też sprawy, że limit siedmiu podań jest kasowany tylko kiedy piłka po rzucie odbije się od bramki lub bramkarza, ewentualnie gdy następuje kara dla członka drużyny broniącej.

Jest coś, co budzi moje wątpliwości w czasie meczu, chodzi o podparte rzuty obrotowego, który wypuszcza piłkę z ręki, dotykając już przy upadku pola bramkowego. Dlaczego sędziowie nie odgwizdują wtedy przekroczenia linii?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Bywa, że takie sytuacje umykają naszej uwadze, bo na kole mnóstwo się dzieje, jest wielu obrońców przytrzymujących obrotowego. Często trudno ocenić czy gracz dotyka już pola bramkowego, czy nie. Jednak zgadzam się, że to powinno zostać precyzyjniej uregulowane przez Międzynarodową Federację Piłki Ręcznej.

Jakiej zmiany dotyczącej sędziowania najbardziej by pan sobie życzył?
BARTOSZ LESZCZYŃSKI: Usankcjonowania rzutów z linii sześciu metrów w głowę bramkarza podobnie jak to ma miejsce przy rzucie karnym. To bardzo niebezpieczne i może taki zawodnik  zastanowiłby się pięć razy, zanim zapragnie z całej siły rzucić piłkę obok głowy przeciwnika. Druga rzecz – chciałbym wprowadzenia jak najbardziej powszechnej wideoweryfikacji, która teraz obowiązuje jedynie w wielkich turniejach. Oczywiście nie do rozstrzygania każdej spornej sytuacji, ale na pewno do tego, czy piłka przekroczyła linię bramkową, oraz przy karaniu czerwoną lub niebieską kartką.

Autor: WOJCIECH OSIŃSKI
dziennikarz Przeglądu Sportowego

O piłce ręcznej pisze od lat 90., czyli epoki przedinternetowej, kiedy Warszawianka należała do ścisłej czołówki ekstraklasy, większość obecnych trenerów zaczynała dopiero karierę zawodniczą, a sport w dodatku stołecznym Gazety Wyborczej zajmował nawet sześć stron. Od  ponad dekady związany z Przeglądem Sportowym, dla którego z niesłabnącą pasją opisuje handball w wydaniu klubowym i reprezentacyjnym.

Runda zasadnicza

M Drużyna M P

Przeczytaj jeszcze: